W pierwszych dniach stycznia weszła w życie ustawa zakazująca "wszelkich form dyskryminacji". Niby fajnie, tylko co to oznacza? Rano w PR3 miałem (nie)przyjemność słyszeć przegląd prasy, wspominano o jednym artykule z wybiórczej: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ … lakow.html
W przypadku kiedy człowiek nie ma prawa rozporządzać swoją własnością w wybrany przez siebie sposób, to czy można nasz kraj nazwać wolnym? Ludwig von Mises nie bez przyczyny pisał: "Jeżeli historia może nauczyć nas czegokolwiek, to tego że własność prywatna jest nierozerwalnie związana z cywilizacją". Każdy, kto chce w ten czy inny sposób ograniczyć prawo do swobodnego dysponowania własnością prywatną innych osób, stawia się w pozycji bandyty lub komunisty, niezależnie od intencji którymi się kierował. W tym konkretnym przypadku chodzi o "dyskryminację" mniejszości romskiej w pewnych lokalach. Jednak właściciel takiego przybytku powinien mieć prawo do decydowania kogo i w jaki sposób obsługuje, a klient ma prawo szukać inne miejsca, które mu będzie pasowało. I gdzie tu problem? Gdyby nie antygospodarcze, biurokratyczne wymogi, to natychmiast powstałoby kilka lokali, w których nie byłoby tego problemu. To niewidzialna ręka rynku zadecydowałaby który z konkurujących przybytków jest "lepszy". Niestety teraz robi się z tego temat medialny, wypowiadać się będą wszelkiego rodzaju "autorytety moralne", wtrąci się państwo... i stracą konsumenci, a w dłuższej perspektywie czasu wszyscy obywatele. Podobna sytuacja jest z zatrudnianiem pracowników... a przynajmniej powinna być :P Właściciel firmy ma prawo zatrudnić takiego pracownika, który mu będzie najbardziej pasował. Dzięki tej "postępowej" ustawie przedsiębiorca w każdej chwili może zostać posądzony o dyskryminację kogoś. I wtedy to on musi się tłumaczyć... W tej sytuacji nie działa więc zasada domniemania niewinności. To jest właśnie barbarzyństwo!
Zapraszam do dyskusji... mile widziany byłby udział więcej niż dwóch osób
|